Święta – dylematy rodziców
Święta Bożego Narodzenia to piękny czas. Nie wchodząc nawet w religijną retorykę, jest to czas kiedy po gorączkowym sprzątaniu, gotowaniu i stresie w pracy możemy usiąść przy stole z rodziną i cieszyć się po prostu przebywaniem ze sobą. Tak to przynajmniej wygląda dla rodziców, a dla dzieci?
Prezenty!
Nie oszukujmy się, ale dla dzieci nie wychowywanych w bardzo religijnych rodzinach święta polegają głównie na jedzeniu dużej ilości słodyczy, oglądaniu bajek i… prezentach oczywiście! Konsumpcyjna natura kultury masowej w której żyjemy odciska swoje piętno także na dzieciach, które z jednych świąt na drugie oczekują coraz lepszych prezentów, lub coraz większej ich ilości. Dzieciaki w szkołach i przedszkolach prześcigają się w udowadnianiu, że ich prezent jest lepszy, lub licytują się na ich ilość, a czasem i wartość pieniężną. Rodzice łatwo wpadają w ten prezentowy wir, często chcąc niejako odkupić dziecku czas, którego nie poświęcali mu przez cały rok, zajęci pracą. Niestety, albo na szczęście, nie prowadzi to do niczego dobrego. Raz rozpoczętą prezentową spiralę trudno wyhamować tak, żeby dzieci na tym nie ucierpiały, ale jest to możliwe.
Odpowiednie proporcje
Najważniejsze w mądrym obdarowywaniu dzieci jest zachowanie odpowiednich proporcji – święta nie powinny dzieciom kojarzyć się tylko z prezentami. Warto uczulać dziecko na wartość wspólnie spędzanego czasu czy ciekawe tradycje pokazujące, że w święta warto nie tylko brać, a także dawać. Niech dobrym przykładem będzie chociażby wolne miejsce przy stole dla zbłąkanego wędrowca, którą to tradycję można kontynuować nawet w rodzinach, które nie obchodzą świąt w religijny sposób. Przekaz jest prosty – nie każdy ma tyle szczęście co my, trzeba pomagać także innym a nie tylko brać. Kolejnym sposobem na pokazanie dziecku radości z dawania jest wspólne wybieranie lub tworzenie prezentów dla pozostałych członków rodziny, chociaż ten sposób dotyczy tylko tych rodzin, które zdecydowały się ujawnić swoim dzieciom prawdę o św. Mikołaju (a o tym czy to robić czy nie – za chwilę). Dzięki temu dziecko może niespodziewanie odkryć, że uśmiech mamy czy rodzeństwa obdarowanego autorskim prezentem sprawia mu większą przyjemność, niż bycie obdarowanym, a to najkrótsza i przy okazji najprzyjemniejsza droga na wyjście z postawy roszczeniowej. Najważniejsza będzie jednak, jak zawsze, szczera rozmowa z dzieckiem i dbanie o więź. Dziecko, które jest blisko ze swoimi rodzicami będzie odporne na zaczepki rówieśników z bardzo prostego powodu – będzie wiedziało, że o jego wartości nie świadczy ilość prezentów. Ta sama więź pozwala na brak porównywania wartości zabawek między rodzeństwem – jeśli będziemy na równi zachwycać się prezentami wszystkich naszych dzieci, te nawet nie zaczną podejrzewać, że jedno jest lepsze a drugie gorsze.
Św. Mikołaj – istnieje czy nie?
Zazwyczaj po kilku wspólnych świętach pojawia się problem – dziecko zaczyna pytać o św. Mikołaja. To naturalne, wraz z rozwojem poznawczym dziecko zaczyna analizować rzeczy które wcześniej przyjmowało bezkrytycznie. Wtedy pojawiają się pytania o wiek Mikołaja, latające renifery (bez skrzydeł i latają?), czy możliwość dostarczania prezentów w domach bez komina. To nigdy nie jest prosty moment, dlatego niektórzy rodzice już przy pierwszym przedstawianiu Mikołaja decydują się na wyjawienie prawdy. Plusem takiego rozwiązania jest fakt, że dziecko uniknie rozczarowania w późniejszym okresie, nie ryzykujemy więc utraty jego zaufania. Minusem jest osłabienie wyobraźni dziecka, któremu w pierwszym okresie rozwoju potrzebna jest wiara w fantastyczny świat, gdzie dobro zawsze wygrywa a nieskończenie bogaty Pan z Brodą daje wszystkim dobrym dzieciom prezenty. Kolejnym plusem potwierdzanie istnienia św. Mikołaja są nieocenione listy, które nie tylko pomagają dzieciom ćwiczyć pisanie literek (w końcu motywację mają świetną) ale też stanowią czasem bardzo przydatną informację zwrotną na temat pragnień i marzeń dziecka. Czasem w takim liście znajdziemy informację o upragnionej zabawce, a czasem o braciszku albo o większej ilości czasu dla Taty, żeby mógł się więcej bawić… Niestety, jak już wcześniej nadmieniłam, podtrzymując w dzieciach wiarę w Św. Mikołaja prędzej czy później znajdziemy się w niezręcznej sytuacji, kiedy musimy powiedzieć dziecku, że tak naprawdę trochę… kłamaliśmy. Najłagodniejszym sposobem jest odpowiedzenie prawdziwej historii św. Mikołaja – biskupa, żyjącego na południu dzisiejszej Turcji, który odziedziczony majątek postanowił rozdać ubogim. Warto dodać, że ten „dzisiejszy” Mikołaj, pomimo tego, że nie istnieje fizycznie, to istnieje jako duch dobrej woli, symbolem dobroci ludzi, który pomaga pamiętać o tym, że warto dawać. Jeśli tylko przeprowadzimy taką rozmowę w odpowiednim momencie, czyli po zauważeniu pierwszych poważniejszych wątpliwości dziecka, będzie ono w stanie zaakceptować zniknięcie z jego świata latających reniferów i elfów. Najważniejsze jest jednak zapewnienie, że listy do Mikołaja nadal będą przekazywane w odpowiednie ręce i fizyczny brak Mikołaja nic w tej kwestii nie zmienia – to z pewnością będzie dużym pocieszeniem nawet dla najbardziej zawiedzionego dziecka
Marianna Mehring-Steinborn